Link do podcastu 05 na Spreakerze –> Kliknij tutaj!
Link do podcastu 05 na YouTubie –> Kliknij tutaj!
W książce Koniec Wiary Sama Harrisa, ja obecnie trzymam w ręce polski przekład Dariusza Jamrozowicza, pojawia się pewien eksperyment myślowy przez który chciałbym was przeprowadzić.
Sam Harris jest zazwyczaj bardzo bardzo spokojny i stonowany, ale ten eksperyment myślowy w jego książce osiąga ogromną prędkość bardzo szybko, więc ja podejdę do tego nieco inaczej.
Na początku zapytam was, jak myślicie, jaka jest relacja między religijnością a szaleństwem?
No pewnie myślisz sobie “aa praktycznie żadna, ja jestem religijna, wierze w cuda, i nie jestem szalona. To nie ma żadnego związku”. I poniekąd się z tobą zgadzam, ja sam wierzyłem w przynajmniej jeden cud 6 lat temu, wierzyłem w zmartwychwstanie Jezusa, i nie byłem szalony! Założe się że psychiatra zdiagnozowałby wówczas moje zdrowie psychicznie to byłoby ono porównywalne jeżeli nie takie same co moje obecne.
Więc nie mówmy o osobach. Mówmy o samych wierzeniach.
Chciałbym żebyśmy zastanowili się nad kilkoma wierzeniami typowego polaka. Jak zaznaczam przy każdej okazji słowo wierzenie używam wymiennie ze słowem przekonanie. Są to dla mnie synonimy, znaczą to samo.
Oto kilka przekonań które moglibyśmy znaleźć w głowie polaka:
- Wisła to najdłuższa rzeka w Polsce.
- Inne przekonanie: wafle ryżowe kosztują teraz w Tesco 2,39
- Jeżeli dodamy do tego że nasz typowy polak jest katolikiem, to znajdziemy w jego głowie też przekonanie “Maryja Panna poczęła i urodziła Jezusa zachowując przy tym dziewictwo”.
Założę się że zauważyliście że te ostatnie przekonanie funkcjonuje na innych zasadach niż te dwa pierwsze przekonania. Na czym polega ta różnica?
Wyobraźmy sobie że ktoś zadaje mi pytanie “dlaczego uważasz że wafle ryżowe kosztują 2,39 w tesco?”. Wówczas mogę np. go zaprowadzić do najbliższego tesco, i pokazać palcem cenę wafli. Mogę pokazać mu paragon jeżeli niedawno takie kupiłem, mogę wejść na oficjalną stronę tesco i w nie więcej niż 5 sekund sprawdzić obecną cenę tych wafli.
A co jeżeli ktoś bezczelny zapyta mnie “dlaczego uważasz że Maryja poczęła i urodziła pozostając dziewicą?”. Co dokładnie daje się jako uzasadnienie takiego przekonania? Cóż no… jakby… nic. Bo takie wierzenie klasyfikujemy jako wierzenie religijne.
I teraz, zauważcie że są inne wierzenia które klasyfikujemy trochę inaczej a które mają podobne właściwości. Spróbujmy takie: Głębokie wewnętrzne przekonanie iż w poprzednim życiu było się Napoleonem.
Jak łatwo zauważyć w celu uzasadnienia takich dwóch ostatnich wierzeń można podać podobną ilość weryfikowalnych faktów o rzeczywistości. Ja bym powiedział “równą ilość!”.
A jednak jedno uważamy za normalne a drugie za oznakę szaleństwa. Czemu?
W każdym razie…
Sam Harris zauważa że jest mimo wszystko pewna różnica między takimi dwoma wierzeniami. To pierwsze jest utrzymywane przez wielu ludzi, to wierzenie jest dość powszechne! Podczas gdy prawie nikt nie wierzy w to drugie! Czy to jest dobry powód żeby zaakceptować to pierwsze? No cóż musicie, wiedzieć że uznawanie propozycji za słuszną z racji tego że dużo osób tak sądzi jest uznawane z bład logiczny, ma on nawet nazwę, nazywa się argumetum ad populum. Dla przykładu, przekonanie iż powodem chorób jest brak równowagi między czterema humorami w ciele, czyli teoria humoralna, to przekonanie które dominowało wśród lekarzy przez około 2000 lat. A potem nadeszły czasy prawdziwej nauki i medycyny, i okazało się że to po prostu kompletna bzdura.
Ale Sam Harris w swojej książce prosi nas żebyśmy pomyśleli o tym z innej strony. Prosi nas żebyśmy wyobrazili sobie jakby to było gdyby te wierzenia religijne które utrzymują członkowie największych religii świata nie były utrzymywane przez miliardy lub miliony ludzi, lecz właśnie przez jedną osobę.
W swojej książce Sam uwzględnia następujący cytat z “wyznania wiary katolickiej” z 1917 roku:
“Wyznaję także, iż we Mszy świętej ofiaruje się Bogu prawdziwą, istotną, błagalną Ofiarę za żywych i umarłych, i że w Najświętszym Sakramencie Eucharystii jest prawdziwie, rzeczywiście i istotnie Ciało i Krew razem z Duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa; i że się tam przemienia cała istota chleba w Ciało i cała istota wina w Krew, którą to przemianę Kościół Katolicki nazywa przeistoczeniem. Wyznaję też, iż nawet pod jedną tylko postacią przyjmujemy prawdziwie całego Chrystusa i rzeczywisty Sakrament.”
Sam omawia ten cytat w następujący sposób:
<Cytat>
koniec cytatu.
Chciałbym rozważyć teraz wierzenia trochę oddalone od chrześcijańskich używając tego samego eksperymentu myślowego- Hinduiści mają taki festiwal który nazywa się Gadhimai.
To co najbardziej wyróżnia ten festiwal to fakt iż podczas niego składana jest ofiara ze zwierząt na ubłaganie Bogini mocy Gadhimai. W roku 2009 w ofierze złożono 50,000 zwierząt głównie wołów i kóz.
Teraz chciałbym żebyśmy wyobrażali sobie świat w którym nikt nie wierzy w Bogini Gadhimai, oprócz jednej osoby. Która na dwa miesiące przed nadejściem, jak nas zapewnia, pewnego ważnego dla niej wydarzenia gromadzi dwie setki krów na swojej posiadłości, i tłumaczy nam, reszcie świata, że ma zamiar wszystkie je zabić pewnego listopadowego dnia, żeby ubłagać niewidzialną kobietę.
I pyta czy nie pomoglibyśmy mu, bo przecież gardła sie same nie poderżną, serca się same nie przebiją, nie?
Jak ocenilibyście zdrowie mentalne takiej osoby?
Przy okazji mam nadzieje że wiecie że w starym testamencie składanie zwierząt w ofierze dla jahwe dzieje się regularnie. Zachęcam was do sprawdzenia tego. I jest tam powiedziane po co to się robiło, to się robiło po to żeby Jahwe poczuł miłą woń…
Zawsze mówiłem że niewiele można powiedzieć o wyglądzie Jahwe ale jedna rzecz jest pewna. Na pewno ma on nos.
Weźmy pod lupę inne zachowanie i wierzenia. W moim rodzimym mieście, w Tychach, co roku organizuje się wydarzenie jakim jest święcenie pojazdów. Wg. naszej lokalnej gazety na ostatnim było kilka tysięcy aut.
No więc, zjeżdżają się auta, jest nasz prezydent, i tam księża katoliccy moczą takie kije takie małe miotły w wodzie święconej modlą się i błogosławią samochody. Wyobraźmy sobie teraz że tylko jedna osoba trzyma sie katolickiej teologii i pragnie błogosławić czyjś samochód, oraz próbuje nam wytłumaczyć co robi. Okej, zakładamy że nie znamy jego nomenklatury, więc słowa takiej jak “święcona” albo “błogosławić” są nam obce. Co byśmy usłyszeli?
Usłyszelibyśmy że ten człowiek wcześniej kierował swoje słowa i myśli do niewidzialnej istoty która jest wszędzie żeby woda nabrała magicznych właściwości, a teraz kropi miotełką ten samochód kierując do tej samej istoty swoje prośby, co w rezultacie powinno sprawić iż osoby które tym autem będą jeździć doświadczą mniej nieszczęść.
Mniej nieszczęść?! A czy to zostało eksperymentalnie sprawdzone, czy to się da zmierzyć?! no… NIE ale osoba z miotła żywi głęboką nadzieję że tak będzie.
I może ostatnia, trzecia, najbliższa mojemu serduszku sytuacja. Mam znajomych, to są normalni dorośli ludzie, umieją zrobić sobie jedzenie i zdążają na autobusy… phahah… Nie no żartuje, to sa normalni ludzie, znają języki obce, podróżują do różnych krajów, mają pracę, oglądają te świeckie filmy co ty. I do tego uważają że jeżeli położą na chormy rękę i powiedziom “w imieniu Jezusa, bądź uzdrowiony” to bardzo prawdopodobne że ten cudownie ozdrowieje. Więc to samo, wyobraźcie sobie że nikt inny na świecie tak nie sądzi, a imię Jezus zamieńmy na Jowisz. “W imieniu Jowisza, bądź uzdrowiony”. Ze szczerym oczekiwaniem iż coś się stanie. Oczywiście nic się wtedy nie dzieje, więc nasz wierzący prosi chorego żeby sprawdzał się przez następne 2 miesiące i dał znać jeżeli coś się poprawi. Wtedy można będzie wrzucić tą historię na internet.
Okej,jak traktowaliśmy tych troje ludzi?
Cóż uważam że we wszystkich trzech przypadkach podejrzewaliśmy że postradali zmysły.
W pierwszym przypadku ja bym w ogóle dzwonił od razu po policje. Potencjalnie świrnięta osoba, z tasakiem w ręku, podrzynając hurtowo krowie gardła to jest za dużo jak na moją cierpliwość.Nie podjąłbym tego ryzyka, niec po prostu zgarniają od razu tą chorą osobę.
W przypadku człowieka z wodą oraz uzdrowiciela bałbym nie o swoje lecz o ich zdrowie. Upewniłbym się że w okolicy nie ma żadnych ostrych przedmiotów którymi mogliby potencjalnie skrzywdzić samych siebie. Powiedziałbym że mogą być spokojni, nie ma powodu do obaw. Zapytałbym czy rodzice widzą. Znalazłbym kocyk. Zrobiłbym im herbaty, ale letniej, nie gorącej, bo jeszcze… Jeżeli nie zachowywaliby się agresywnie to sprawdziłbym im temperaturę. Zapytałbym czy coś brali wcześniej.
Sam Harris podsumowuje ten problem w następujący sposób.
“Niebezpieczeństwo wiary religijnej polega na tym, że pozwala ona ludziom skądinąd normalnym zbierać owoce szaleństwa, i uważać je za święte.”
Jeszcze raz, ksiązka to Koniec Wiary Sama Harrisa.
Ja jestem Łukasz Wybrańczyk, i śmiem wątpić.